Strony

poniedziałek, 31 października 2016

Paw...

Czołem Kochani!

W październikowej zabawie z Cykliczne Kolorki przychodzę prawie na ostatni moment. Nie uszczęśliwiły mnie cętki, a niemal pogrążył paw. Mimo, że nie przepadam za tym motywem, chciałam zadanie potraktować bardzo dosłownie i zaczął powstawać obraz z pawiem - inne sprawy nie pozwoliły by w założonym czasie zadanie skończyć, więc powstał plan B. Kolejne trzy dni pracy poszły w zapomnienie, bo medalion zepsułam kładąc ostatnią warstwę.
Nie pozostało nic innego tylko przedstawić plan C  ;-).


Oto moja inspiracja pawiowa :


Tak wyglądała baza, którą pomalowałam farbami Pebeo Prisme.
Odcieni wymaganych kolorów jest tu więcej niż Szefowa wymagała:


Lubię takie abstrakcje, więc równie chętnie zostawiłabym to jako obrazek bez dodatków.



Pawie pióra są zachwycające, pięknie się mienią, mają cudowne kolory. Jednak podobnie jak w przypadku cętek to motyw, który najchętniej oglądam w wersji naturalnej. W moim otoczeniu ani w ubiorze nie odnajduję takich zestawień kolorystycznych.

******

Jeszcze słówko w kwestii informacji na które czekałam.... Moja wędrówka po gabinetach nie zakończyła się, jedyna dobra informacja, że to na pewno nie biodro.

******

Trzymajcie się ciepło!

niedziela, 23 października 2016

Świąteczna mapka

Czołem Kochani!

Niedziela powitała nas cudowną pogodą. Ciepło, słonecznie, zupełnie inaczej niż w tygodniu...

Generalnie jesienna pogoda nie sprzyja, szybko robi się szaro, a jak deszcz to i buro i smutno, a czas przecieka przez palce. Już niebawem czeka nas zmiana czasu więc dzień skróci się jeszcze bardziej.
A wbrew temu co za oknem i na termometrze, balkonowe truskawki dalej kwitną i owocują, choć już nie mają szans by pokryć się czerwienią. Dziwna odmiana, ale co dzisiaj nie jest dziwne, inne niż "kiedyś"...

Spieszę się ostatnio, jakbym się bała że coś lada moment pokrzyżuje mi wszystkie moje plany. Sporo prac zrobionych, inne zaczęte, a jeszcze co rusz wpada inny pomysł, który okazuje się ważniejszy, pilniejszy... 

******

Dopiero co pokazałam Wam moje karteczki na październikowe kartkowanie u Ani. Szczególnie spodobał mi się pomysł z mapką, a ponieważ zrobiłam tylko jedną, to poczułam niedosyt... i zrobiłam kolejne. 
Tym bardziej, że zostały mi te śliczne klimatyczne grafiki.

Zrobiłam poisencje z papieru, nerwy narysowałam szydełkiem, lekko podkolorowałam pastelami. Kto nie ma maszynki to tutaj znajdzie fajny szablon.
Koronki dziurkaczowe.

Karteczki niemal identyczne:






******

We wtorek czekam na ważną informację - trzymajcie za mnie kciuki!

Serdecznie pozdrawiam!


piątek, 21 października 2016

Październikowe kartkowanie z Anią

Czołem Kochani!

Poczułam, że święta coraz bliżej, a czasu jak na lekarstwo... 
Tak mi się spodobało wrześniowe kartkowanie, że poszłam za ciosem i zrobiłam kolejne kartki.

Banerek do zabawy:



W pierwszej kolejności prezentuję świąteczną skarpetę. Wykorzystałam kominkową propozycję Ani:


Powstała również inna skarpeta:


Na drugi ogień poszła kartka okolicznościowa, również sztuk dwie. Tak mi się podobają te wzory, że miałabym ochotę jeszcze trochę ich wyhaftować:

A na koniec karteczka według mapki. Przyznam, że jestem z niej bardzo zadowolona - jest skromna, ale z klimatem. 



I jeszcze kolażyk:


Martwią mnie zdjęcia. Od dłuższego czasu robię je smartfonem.
W dodatku pogoda jest jaka jest, a moje lampy schowane w piwnicy... Wierzę jednak, że gdy karteczki do kogoś trafią, to ucieszą i pokażą całą swą urodę ;-)


******
Dzisiaj króciutko, bo robota mnie goni  :-). 
A co będzie następnym razem, to się okaże, bo działam nieustannie :-)

Pozdrawiam i trzymajcie się cieplutko :-)


poniedziałek, 17 października 2016

Powrót do źródeł, czyli koralikowe Kreatywne szydełko


Czołem Kochani!

Nawet nie wiecie jak się cieszę, że mamy Kreatywne Szydełko!
Szczegóły znajdziecie tutaj i tutaj, czyli u Reni i Justyny.


Dzięki temu sięgnęłam po moje trochę zapomniane już koraliki, których mimo nieustającego remontu, nie schowałam do piwnicy, bo czułam przez skórę, że będę mi potrzebne!
I nie myliłam się, bo w kolejnym etapie szydełkowania wpadł temat sznurów koralikowo-szydełkowych. Czyli coś co lubię, potrafię i robię ekspresem ;-)

Swego czasu zrobiłam sporo tych bransoletek, że stwierdziłam, że jak tak dalej pójdzie, to mi miejsca w szafie zabraknie, więc w końcu przystopowałam.
Ale jak w tytule - wracam do źródeł!

******

Dzisiaj będzie sznur szydełkowo-koralikowy bez wzorku. Nie dlatego, że poszłam na łatwiznę...

Wszystko zaczęło się od bazy, która w sklepie internetowym wpadła mi w oko, uznałam ją za piękną i w takich kolorach, że musiałam ją mieć - oryginał zobaczycie tutaj. Cóż, pewnie lampa błyskowa albo inne oświetlenie wydobyło z niej coś, czego żywym okiem nie zobaczycie... Krótko mówiąc rozczarowanie.


Czarne emaliowane (?) oczka pomalowałam moimi ulubionymi farbami Pebeo Fantasy.
Z oczek początkowo miały zwisać zawieszki, ale znalazłam koraliki typu Daggers i przymocowałam je pomiędzy oczkami drucikiem wykorzystując technikę Wire wrapping.
Ta część była na tyle ozdobna, że reszta wymagała już tylko skromniejszego wykończenia.



Na biały kordonek nawlekłam kilka metrów koralików Toho Treasure i nastąpiła najszybsza i najprzyjemniejsza praca, czyli dzierganie sznura, a właściwie trzech kawałków.

Wkleiłam końcówki, użyłam zapięć magnetycznych i tak oto powstał komplet naszyjnik ze skromną bransoletką.
















Bardzo dziękuję za ten temat i już nie mogę się doczekać kolejnych zadań ;-)

******

Dziękuję, że zaglądacie, dziękuję za każdy komentarz i witam ciepło nowe obserwatorki - rozgośćcie się na dłużej :-)

Serdecznie pozdrawiam.





piątek, 14 października 2016

Chwalę się!

Czołem Kochani!

Mój dzisiejszy post będzie postem samochwały :-)
Raz na jakiś czas można, prawda?
Tym bardziej, że w ostatnim czasie niezbyt mi wesoło, bo niby zdrowie najważniejsze, a życie pokazuje, że jednak praca... 
Moje plany ciągle ulegają zmianom - kręgosłup nie dość że nie wybacza, to jeszcze mści się okrutnie...

Ale wracając do rzeczy.
Chyba każdy z nas doświadczył tego uczucia,kiedy pękał z dumy, bo ktoś pochwalił, docenił, bo szczęście się uśmiechnęło... Jeśli nie, to nie martwcie się - wszystko przed Wami!

******

Pierwszy powód do radości:

Otrzymałam nagrodę za wzięcie udziału w lekcjach frywolitki z Renią i Justynką. Co prawda nie byłam zbyt pilną uczennicą i nie odrabiałam lekcji na bieżąco, ale sama muszę przyznać, że nauczyłam się na tyle, że schemat na czółenka potrafiłam przełożyć na igłę.

Drugi powód do radości i pękania z dumy:

Uzyskałam najwięcej głosów w kolejnym etapie Kreatywnego szydełka. Moja mochila zyskała uznanie, a ja kolejną nagrodę od Justynki i Reni :-)


Z przyjemnością prezentuję moje nagrody:

Renia nadesłała cudne bombeczki w sweterkach i mnóstwo serwetek.




Od Justynki dostałam niesamowitą zakładkę, komplet makramowej biżuterii, również serwetki i przydasie 




Dziękuję za piękne prezenty oraz za oddane głosy na moją pracę.

******

Mamy już połowę października, ale ja wrócę na chwilkę do cieplejszych  wspomnień.
Pogoda nas nie rozpieszcza, jest zbyt szaro i ponuro, postanowiłam więc sięgnąć do paru fotek i pokażę gdzie bywam w mojej najbliższej okolicy...

W śląskim Parku Kultury i Wypoczynku w Chorzowie.
Nowa "elka", czyli kolejka linowa ma teraz tylko jedną trasę, ale i nowe krzesełka i gondole - pozdrawiam z gondoli. 





W Rosarium z Karolinką i Karlikiem. 




I perełka w skansenie - wystawa "Igłą malowane". Spójrzcie jakie piękne stare hafty. Makatki pamiętam u mojej prababci. Ale jak zobaczyłam na krześle gobelinową poduszkę to aż podskoczyłam. Właśnie takie robiłam w dzieciństwie!










Muzeum Śląskie zasługuje na osobnego posta, 
tymczasem pokażę tylko jak pięknie jest wokół:



******
To poszalałam dzisiaj w ilości zdjęć. Chciałam się jednak podzielić czymś pozytywnym.


Buziaki przesyłam i moc dobrej energii!

A już niedługo powrót do źródeł ;-)



środa, 12 października 2016

Pożegnanie z Danusią...



Sobota - to miał być dzień jak każdy inny... dzień, w którym zwykle mamy więcej czasu dla siebie, kiedy odpoczywamy, spędzamy czas  z rodziną...

Nie spodziewałam się, że wchodząc na swojego bloga, kiedy wreszcie chciałam zobaczyć co u Was słychać, napotkam na tę wiadomość...

Danusia Kielar odeszła od nas niepodziewanie. 
Choć wiem, że była chora, to chyba jeszcze nie był jej czas?!

Pamiętam, jak Danutka Witkowska wspomniała o nowej koleżance blogowej, a my od razu ruszyłyśmy na jej bloga i zaczęłyśmy wspierać w jej działaniach.
Na dorianowo.blogspot.com zawsze było ciekawie. 
Danusia Kielar czarowała nas swoimi perfekcyjnymi haftami. Z czasem zaczęła robić kartki, choć wcześniej pewnie sama siebie by o to nie podejrzewała, Była pilną uczennicą i zaskakiwała nas coraz bardziej... Była też nauczycielką, inspiracją dla nas... To między innymi dzięki niej chętniej wracałam do haftu krzyżykowego, który na wiele lat odłożyłam...

Mam niezwykłą przyjemność i zaszczyt posiadania kilku prac od Danusi. Wiele razy jej mówiłam, że jej hafty są perfekcyjne. Gdy ich dotykasz masz ochotę głaskać i głaskać... Choć krzyżyki nie są mi obce, to jeszcze mi daleko do takiej doskonałości. Danusia, swoimi chorymi rękoma potrafiła robić takie cudeńka... Podziwiałam ją za to i nadal podziwiam...

Choć nie ma jej wśród nas, to zawsze pozostanie w naszych sercach!
Wiele łez wylanych, ale z czasem na każde wspomnienie o Danusi będziemy reagować uśmiechem... 

Danusiu, Aniele Mój, kiedyś się spotkamy!
Dziękuję za to, że byłaś z nami!


Dziękuję, że mi je podarowałaś:





słynny kominiarczyk: