Witam Was pięknie w ten listopadowy ciepły dzień!
Do napisania dzisiejszego tekstu zainspirowała mnie Danutka Kielar dzieląc się pięknym acz krótkim i na temat postem TU.
1 listopada ja też miałam swoje przemyślenia, ale postanowiłam się skupić tylko na tych dobrych i miłych.
Mam swoje ulubione zdjęcie, które zrobiłam jakieś trzy lata temu - nic wielkiego, ale ilekroć na nie patrzę myślę o czasach, które minęły i nigdy już nie wrócą...
Nie pokażę dzisiaj żadnej nowej pracy, ale opowiem o kimś, kto stanowczo zbyt krótko był w moim życiu, a jednak wywarł na mnie wpływ. Po dziś dzień wspominam z uczuciem miłości...
Moja prababcia miała na imię Gertruda.
To była dość niezwykła kobieta, "tako prowdziwo Ślonzara" (dzisioj takich jest ino garstka). Wyglądem przypominała mi Martę Straszną z "Paciorków jednego różańca" Kazimierza Kutza.
Prababcia miała dom pod lasem, wielki sad z tak smacznymi gruszkami, że w sklepach takich nie znajdziecie: klapsy, złociste bergamotki; a jakie jabłka i śliwki! nie wspominając kolczastych krzewów jeżyn wyższych od płotu...
Wraz z moim bratem jako takie małe "bajtle" uwielbialiśmy myszkować na strychu, gdzie skarbów było co niemiara. Najbardziej fascynujące były przedmioty, które nie wiedzieliśmy do czego służyły (głównie z warsztatu szewskiego pradziadka), niezliczone ilości czasopism z lat 50. i 60. ubiegłego wieku :-). Kto jeszcze pamięta Panoramę, temu pewnie łezka w oku się kręci, ale znaleźć egzemplarze starsze od siebie, to dopiero! A ileż pocztówek z lat trzydziestych... książki, mapy...
Oprócz najlepszych na świecie placków i innych maszketow prababcia umiała robić na szydełku różne cudowności. Miała 81 lat i nadal dziergała, głównie na zamówienie na specjalne okazje (chrzciny, komunie...).
W tym roku minęło 30 lat od jej śmierci, po jej domu nie ma już śladu, po wielu przedmiotach ze strychu też nie... ale ja mam kilka codziennych chusteczek obrobionych szydełkiem. Codziennych, bo te są kolorowe, z użyciem cieniowanego kordonka, na specjalne okazje były białe. Tak, tak, kiedyś używało się chusteczek materiałowych, każda elegantka musiała mieć takową przy sobie. Dzisiaj to raczej rzadko spotykane, w naszych torebkach jest zwykle tylko opakowanie chusteczek higienicznych.
Przez te wszystkie lata chusteczki leżały sobie w szufladzie, trochę zapomniane, niepotrzebne, nieużywane...
Ponieważ po prababci odziedziczyłam parę talentów chciałam o niej opowiedzieć. W końcu podobno nic nie dzieje się bez przyczyny, nic nie powstaje z niczego...
Zauważcie jak pięknie są dobrane kolory nici do wzorów na chusteczkach. Ponieważ sama od najmłodszych lat lubiłam prace ręczne, szczególnie haft, wiem ile zachodu sprawiało kupienie właściwych nici, mimo że pasmanterii było chyba jednak więcej niż obecnie.
Mam jeszcze dwa inne skarby: to tamborki które ja mam już od trzydziestu lat, a u mojej babci były co najmniej drugie tyle. Używam ich do haftu krzyżykowego. Ale przy okazji zobaczyłam, że na tym cienkim jest metalowa tabliczka z napisem SIMANCO 96426. Oczywiście zaciekawiło mnie to i próbowałam przeszukać google - dowiedziałam się tylko, że Simanco robiła części do maszyn Singera. Każdy element był oznakowany numerem. Zdaje się, że tego typu rzeczy były produkowane do 1970 roku, ale nie mam tej pewności. Jeśli ktoś może mi pomóc w doszukaniu się bliższych informacji będę wdzięczna.
To dzisiaj na tyle... trzymajcie się cieplutko!
Dziękuję za każde odwiedziny i pozostawiony komentarz :-)
Beatko to taki czas kiedy każda z nas potrzebuje spokoju ,ciszy zadumy i wspomnień .Piękny ten Twój post,piękne wspomnienia o babci.Pamiętam z dawnych moich dziecinnych lat takie chusteczki haftowane,nawet kiedyś umiałam je obrabiać.Ale moja babcia nie była w tej dziedzinie mocna,a drugiej już nie znałam .Za to moja mama dużo szydełkuje i potrafi to robić z zamkniętymi oczami.Teraz od szydełka raczej jestem z bardzo daleka ,ale coś tam dla własnych potrzeb umiem wydziergać ,choćby zwykły łańcuszek i słupki.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się kochana ,buźka :)
Ten czas jest dla mnie taki wspomnieniowy, ale nie smutny. Serce mi pękało w dniu pogrzebu, na samą myśl mam łzy w oczach... Miałam to szczęście, żeby ją poznać, choć nie zawsze rozumiałam co mówi :-) Moje dziecko pod względem dziadków i pradziadków jest o wiele uboższe..
UsuńBuziaczki ślę :-)
Dzisiejszy dzień rzeczywiście sprzyja zadumie i wspomnieniom. Dobrze że zachowałaś w sercu tyle wspomnień o prababci. Ja też mam w domu kilka przedmiotów po babci. Ile razy na nie spojrzę wracają wspomnienia.
OdpowiedzUsuńPiękny post Beatko. Cieplutko pozdrawiam.
Ewuniu, to aż dziwne, że po tylu latach można zachować takie przyjemne wspomnienia. Pamiętam dokładnie ogród przed domem, sad i ogromne drzewa, furtkę do lasu, wielkość i smak jeżyn. Biały kredens, schodki na strych i kolczyki z koralem. I tę niełatwą drogę przez las, którą przemierzaliśmy z bratem by się dostać do prababci :-). W dzisiejszych czasach to by się rodzicom dostało!
UsuńSerdecznie pozdrawiam :-)
Jeżyny? Jak byłam małą dziewczynką to w czasie pobytu u dziadków codziennie budził mnie zapach jeżyn. Dziadek przynosił je co rano w kapeluszu i kładł przy moim łóżku. Takich chwil nie da się zapomnieć.
UsuńPs. Beatko, wysłałam Ci pytanie na e-mail. Bardzo proszę o odpowiedź bo mało czasu mi zostało.
Buziaczki!
Smaki i zapachy dzieciństwa - często myślę, że kiedyś wszystko miało lepszy smak...a te nasze wspomnienia to chyba jednak nasz największy skarb, lepszy niż przedmioty...
UsuńEwuniu, odpisałam :-)
Moja babcia była Gertruda, całe życie mówiono na nią Trudka lub Truda, co ją doprowadzało do szewskiej pasji bo wolała być Gerdą :)) Co prawda nie była taką typową robótkująco gotującą starszą panią, ale swój urok też miała :))
OdpowiedzUsuńTo pierwsze koło, czy to nie tamborek do haftu?
Kiedyś Gertruda to było bardzo popularne imię szczególnie na terenach "niemieckich". Ale to nic w porównaniu z imieniem mojej ciotki - Waltraut :-). Po wojnie została przechrzczona na bardziej ludzkie, ale i tak została Trudką do końca swoich dni.
UsuńTo pierwsze koło to jak najbardziej tamborek do haftu - wygodny w trzymaniu, ale nadaje się tylko do cienkich tkanin. Ten drugi jest regulowany i używam go do krzyżyków.
Ja nie znałam żadnej prababci, ale moje dzieci juz tak- mam nadzieję, że też będa ją mile wspominać:-) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMoje dziecko niestety nie ma tak dobrze. Ma tylko jednego dziadka i dwie babcie. Trochę mojej winy, za późno zdecydowałam się na hajtnięcie i dziecko ;-) Niech wszystkie dziewczyny pomyślą o tym, żeby dziecku było w życiu weselej :-). Swoją drogą, gdy mój ojciec miał udar, to prosiłam go by się nie poddawał, bo kto się będzie bawił z wnukiem... pomogło :-)
Usuńbeatko pieknie napisałas o swojej prababci. Moja bacia tez miała na imie Gertruda i też była rodowita Ślązarą. Mieszakła całe życie w familokach , bez łazienki, a woda na klatece z jednego gulika. Bardzo lubiłam do niej jeżdzić i do dzis z rozrzewniwemo pamietam jak w sobotę dziade przynosił balie z komórki i na środku kuchni odchodziło wielkie sobotnie kąpanie.
OdpowiedzUsuńA takie chusteczki tez jeszcze posiadam w swoich pamiatkach.
Pozdrawiam i zycze słonecznego cieplutkiego tygodnia
No proszę! Kolejna Gertruda! W familokach tak niestety bywało, i żeby było ciekawiej w niektórych miejscach nadal tak jest... A jeśli chodzi o kąpiel w balii to bardziej kojarzę u mojej babci z Mazur - bo żeby nie było, ze mnie taka mieszanka śląska (pół gorola pół hanysa), znaczy się krojcok ;-)
UsuńPozdrawiam Anulko serdecznie :-)
Bardzo ciepły wpis, aż buzia się uśmiecha do monitora :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie po wyróżnienie
http://decupogodzinach.blogspot.com/2014/11/wyroznienie.html
Pozdrawiam :)
Niezmiernie mi miło, że moje wspomnienia wywołują uśmiech :-)
UsuńDziękuję za wyróżnienie, odpowiedzi pojawią się wkrótce :-)
Pozdrawiam
Pięknie wspominasz swoja babcię i Twoje dzieci będą ją wspominać tak jak Ty im o niej opowiesz. Nasi bliscy żyją tak długo jak długo są w naszej pamięci i w naszych sercach:) U nas kawałek dalej od Twojej miejscowości na krojcoka mówiło się basztard, chyba już nikt nie używa tych nazw złośliwie jak kiedyś.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko:))
To prawda, mimo że minęło tyle lat, moje wspomnienia są bardzo żywe.
UsuńMój tata zawsze śmiał się, że mam w papierach nawalone, bo urodziłam się na Mazurach, a ja mu się odgryzam że u siebie był spalony i musiał na drugi koniec Polski jechać żeby sobie kobity poszukać :-). On jest tutaj zakorzeniony z dziada pradziada :-)
pozdrawiam :-)
Gertruda to nie moja babcia, ale mojego ślubnego, a swoje ostatnie lata przeżyła w Cieszynie:) też dostałam taki tamburynem do haftu ( ten szerszy), ale ja mam dodatkowo uchwyt do stołu z dziurką do której wkładało się ten szpikulec:) nic więcej o nim nie wiem, ale wydaje mi się że jest starszy niż lata 70
OdpowiedzUsuńO widzisz, taki uchwyt to fajna sprawa! Jeszcze pewnie regulowany?
UsuńNo to mamy prawdziwe skarby :-)
nie jest regulowany, niestety:)
UsuńOj zadumałam się, piękne wspomnienia:) Ja nie znałam swoich pradziadków, jedna babcia zmarła, jak miałam ze 3-4 latka, a druga jak miałam ok 8 lat, ale jeszcze jak byłam w przedszkolu pokazała mi wykrój podstawowy na ubranka dla lalek i nauczyła powiększać i zmniejszać formę! przechowywałam ją bardzo długo jak relikwię, później był czas, gdy bardzo dużo szyłam na maszynie ubrań najpierw dla siebie, a później dla swoich małych dzieci.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za ten post:) Pozdrawiam serdecznie:)
Kiedyś też zaczynałam od szycia dla lalek, miałam super nauczycielkę - moja mama była świetną krawcową :-). I to jest piękne, że to właśnie najbliżsi mogą nam przekazać i wiedzę i piękne wspomnienia.
UsuńBuziaki ślę :-)
Dziękuje za tak ciepłe słowa:) aż się rospłynełam:) jakie ciepłe wspomnienia:)
OdpowiedzUsuńObyśmy mieli tylko miłe i ciepłe wspomnienia - czego życzę nam wszystkim :-)
UsuńPrzecudowne zdjęcie.
OdpowiedzUsuńja nie mam takich ciepłych wspomnień o moich babciach.Były osobami dość oschłymi,nigdy nie byłam przez nie dopieszczana.
Mnie rękodziełem zaraziła moja mama,która wiecznie coś dłubała na szydełku,albo haftowała.
Niestety nie zostało nic z tamtych czasów,wszystko wyladowało w koszu.
Szkoda,że wtedy nie miałam mani zbieractwa.
Pilnuj swoich skarbów i ciesz się nimi;)
Ilonko, babcie bywają różne, jedne rozpieszczają a inne rozstawiają po kątach.
UsuńJakoś zawsze od najmłodszych lat byłam przekonana, że to co ręcznie zrobione jest bezcenne, wiele rzeczy przechowuję i cieszę się nimi, bo to niejednokrotnie jedyne pamiątki.
Pozdrawiam :-)
Piękne wspomnienia, pięknie opisane... Ja nie znałam żadnej swojej prababci, tylko 2 babcie i dziadka (drugi zmarł 3 miesiące po moim urodzeniu). PS: A zdjęcie naprawdę cudne, takie nostalgiczne. Nawet nie wiem ile czasu siedziałam i się na nie gapiłam :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie zawsze dane jest nam poznać naszych bliskich...jak się zastanowić to moje dziecko ma tylko babcię i dziadka, a już dzieci mojego brata mają więcej szczęścia - babcie i dziadków z obu stron, dwie prababcie i jednego pradziadka.
UsuńDziękuję Aniu - zdjęcie naprawdę bardzo lubię :-)
Dzięki Beatko! Porozmyślałam o swoich Babciach /prababć nie znałam/ Mama Mamy, gdy za chlebem trafiła przed wojną do Luksemburga, ukończyła tam Szkołę Haftu, zdobiła pięknie poduszki ,serwety i chusteczki do końca swoich dni.Pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńSzkoła Haftu - jak to brzmi! W sumie np. taka Akademia Rękodzieła mogłaby mieć sporą popularność i w dzisiejszych czasach, a tak tylko słyszy się o kursach....
UsuńPozdrawiam :-)
Piękny nostalgiczny post ..... zagłębiłam sie w swych wspomnieniach z dzieciństwa moja prababcia miała na imię Konstancja i miała warsztat tkacki
OdpowiedzUsuńKonstancja - piękne imię! Prababcia z warsztatem tkackim - brzmi cudownie!
UsuńDobrze mieć takie wspomnienia...
Wiesz Beatko, bardzo lubię czytać takie wspomnienia o najbliższych osobach, o wydarzeniach, o przedmiotach, itd. Myślę, że to są nasze największe skarby, których nikt nam nigdy nie odbierze. Sama mam po babci takie chusteczki, serwetki, obrusy i parę innych drobiazgów, które przechowuję z największą czcią i dbałością o to, by przetrwały kolejne pokolenia.
OdpowiedzUsuńmojej prababci mam domek, który zrobiła mi z kolorowych pocztówek i wiersz na kartce, którą sama dla mnie namalowała. Po dziadku mam za to stare, poniemieckie narzędzia, puszki ze skarbami. Dla mnie to są właśnie prawdziwe skarby.
Panoramę pamiętam. I Przekrój też. Ojjjj to były czasy :)
Kasiu, na szczęście moi rodzice zawsze dobrze się zastanowili zanim coś wyrzucili, w przeciwieństwie do mojej teściowej, która wszystko pali... Dzięki moim rodzicom i naszej chomiczej naturze mamy sporo skarbów, które od czasu do czasu wyciągamy i cieszymy nimi oczy.
UsuńPozdrawiam serdecznie :-)
Co do tamborka to raczej ci nie pomogę aczkolwiek mam podobny i ma z czterdzieści lat a kupiłam go w Cepeli które na tamte czasy były dość fajnymi sklepami z rękodziełem - szkoda że już słuch o nich praktycznie zaginął - natomiast chusteczki mają naprawdę bardzo misterne koronki - pięknie jest być posiadaczką takich skarbów - a imię babci Gertruda jest bardzo piękne - moje obie babcie miały na imię Maria - to i ja również jestem Marii - buziaki ci ślę i dziękuję za odwiedziny w poprzednim moim poście - Marii
OdpowiedzUsuńO tak, Cepelie to były fajne sklepy. Pamiętam dużą Cepelię w Katowicach, ale też już ślad po niej zaginął...
UsuńTa czerwona koronka jest jak mgiełka, nie wiem z czego jest (trochę przypomina moher) ale jestem przekonana, że była trudna podczas pracy. Nić wygląda jakby miała tendencję do plątania i zrywania, ale śladu nie ma nawet najmniejszego błędu.
Marii, bardzo dziękuję!
Buziaki :-)
Cudowne, że mogłaś poznać prababcię. Ja tylko raz spotkałam moją drugą babcię, ale rodzina zgodnie twierdzi, że dostałam po niej "ręce". A po strychu też biegałam - skarby nieprzebrane :)
OdpowiedzUsuńIm więcej "zdolnych rączek" w rodzinie tym większa szansa, że będziemy sypać talentami ;-).
UsuńSerdecznie pozdrawiam :-)
W pokoju mojej prababci Stefanii (tylko ją miałam okazję poznać) stał kołowrotek, wielka drewniana skrzynia na ślubny posag, wielkie łóżko ze stertą poduszek ułożonych jedna na drugiej od największej do najmniejszej, gdańska szafa i toaletka z trójdzielnym lustrem - normalnie skansen i szkoda, że pokój w takim właśnie wystroju nie zachował się do dziś. Zdolności? Po mamie mojej mamy raczej, bo to ona i jej siostry pięknie haftowały.
OdpowiedzUsuńStefania- kolejne piękne imię prababci. Toaletkę z trójdzielnym lustrem też pamiętam, kiedyś to było moje marzenie :-)
UsuńPozdrawiam Anetko :-)
Mnie też pozostały wspomnienia po mojej kochanej babci Irence, podobno charakterek mam po niej ;-), pozdrawiam i przytulam w myślach :-)
OdpowiedzUsuńHonoratko, to naprawdę fantastyczna sprawa, że tak wiele dziedziczymy po naszych przodkach. Im więcej zdolnych ludzi w naszej rodzinie tym mamy większe szanse, by w życiu nie siedzieć z pilotem przed telewizorem :-)
UsuńPozdrawiam cieplutko :-)
piekne wspomnienia...
OdpowiedzUsuńtak naprawdę człowiek żyje tak długo jak długo żyją wspomnienia po nim :-)
Dorotko, zgadzam się z Tobą w stu procentach :-) Chciałabym i ja pozostać w pamięci jak najdłużej :-)
Usuńamen :-D
UsuńUwielbiam takie wspomnienia, godzę się na odejście bliskich, którzy doczekali pięknego wieku, bo taka jest kolej rzeczy, a jak pięknie jest czytać, że pozostali w pamięci najbliższych. Żal mi tego strychu, ale bym sobie pobuszowała na takim, w poszukiwaniu historii ...
OdpowiedzUsuńSama kiedyś też obrabiałam takie chusteczki, szydełko 18 i kordonek tzw atłasek, miałam szczęście, że w mojej okolicy były zakłady produkcyjne.
Niestety wszystkie moje prace się gdzieś ulotniły ...