Czołem Kochani!
Długo mnie nie było, ale kolejny tydzień kiedy się uczę, negocjuję, walczę, padam na twarz... cóż, taka praca.
A na przyjemności czasu brak... kompletnie nie wiem co się podziało na blogach. Ale za posty mi jeszcze nie płacą, więc poświęcam się pracy ;-)
******
Wracając jednak na chwilę do przyjemności to zacznę tak:
Za dużo kartek jak na mnie, stanowczo za dużo... jeszcze chwilka i zapomniałabym, że można by tak coś innego...
Krytycznym wzrokiem ogarnęłam powstały rozgardiasz i doszłam do wniosku, że papier rządzi światem, przydasie rządzą, nożyczki... a ja się temu poddaję... tfu... na psa urok! Zatem zmiana!
******
Zanim Renia z Justynką ogłosiły kolejny pomysł na wspólną naukę, mnie dopadły wspomnienia z dzieciństwa i próbowałam się dowiedzieć od mamy gdzie jest takie ustrojstwo, znaczy wygięty pręt, na którym robiłyśmy coś z włóczki. Mama stwierdziła, że na pewno u mnie, bo wszystkie szydełka, druty, tamborki i inne szpargały zabrałam dawno temu gdy się wyprowadzałam. Dowiedziałam się tylko, że robiło się "normalnie na szydełku" - kurcze, nic nie pamiętam!
Dziewczyny mnie uratowały, bo gdy pojawiła się pierwsza lekcja szydełkowa, to pokazały widełki. Hurra, przynajmniej już wiedziałam jak się to nazywa ;-). Swoich niestety nie znalazłam i wcale nie zamierzałam kupować ani konstruować innych. Ale...
Właśnie, u mnie zawsze jest to ale...
Miałam druty, malutkie kłębki włóczki, szydełek pod dostatkiem... to przynajmniej spróbuję tych widełek ... jak pomyślałam tak zrobiłam.
Najpierw skonstruowałam takie urządzenie :-)
A to szydełko ma wartość przeogromną ;-). Jest chyba starsze ode mnie. Owinięte przez mojego tatę taśmą scotch, która już się zsuwa bo jakiekolwiek jej wartości klejące skończyły się w ubiegłym wieku :-). To moje pierwsze szydełko, na którym dziecięciem będąc uczyłam się robić swoje pierwsze oczka łańcuszka :-)
Potem zrobiłam kilka pasków, w ramach ćwiczeń w jednych półsłupki, w drugich słupki.
Doczytałam, żeby zaliczyć pierwszą lekcję, to trzeba zrobić szal lub podkładki... trochę mało tej włóczki, kolory takie sobie, więc... prawie odpuściłam.
Jednak przemyślałam sprawę, połączyłam paski, wykończyłam dookoła dodatkowym rządkiem i powstała taka sobie serwetko-podkładka. Łączenia pasów mają nieregularne odstępy, a wynika to tylko z tego że chciałam sprawdzić jak będzie ciekawiej. I wyszło jak wyszło... Serwetka raczej nie zajmie szczególnego miejsca i dość szybko pozostanie po niej tylko wspomnienie w postaci tego posta...
Tak, to wcale nie jest ładne.
Dlatego podjęłam się kolejnej próby.
I powstała taka podkładka, Wygląda jak obsypana drobnymi kwiatami.
Książkę szczerze polecam (ja przeczytałam ją trzy razy)
- mamy tu przyjaźń, namiętności i kawę...
I jeszcze zbliżenie na przód i tył:
Włóczka: Alize Maxi Flower (70% akryl, 25% wełna, 5% poliamid), 100g/80m, pranie ręczne
zalecane druty 7-10/ szydełko 6-7
Tu już w ruch poszły widełki dziewiarskie Prym - nie wytrzymałam i kupiłam...
Jeśli ktoś ma ochotę na stworzenie czegoś w ekspresowym tempie, to z czystym sumieniem polecam widełki dziewiarskie. Pracy przybywa w mgnieniu oka.
Ja mam tylko zasadniczy problem - praktycznie zero zapasów włóczek, a w dodatku nie potrafię ich kupować i odpowiednio dobierać. Ogromny wybór na rynku sprawia, że czuję się przytłoczona. Z kordonkami jakoś mi łatwiej...
Mam zatem serdeczną prośbę, abyście w miarę możliwości podawały jakiego rodzaju włóczek używacie przy swoich pracach.
******
Trochę czasu zajęło mi też urządzanie balkonu. Oto parę fotek - kto zgadnie co to za cudne kwiatki?
******
Dziękuję za odwiedziny i każdy pozostawiony komentarz.
Ściskam Was mocno!